
Kiedy piszemy kolejny post, ten post o kolejnym wejściu i zdobyciu szczytu, myślimy sobie, co można więcej powiedzieć, napisać, skąd ruszyliśmy, jak szliśmy gdzie była baza wypadowa, wygląda to jakby pojawiła się tu rutyna. A może szablon? Szablon, który pozwoli podstawowe czynności – takie jak pakowanie się, gdzie dojechać, skąd ruszyć, gdzie nocować – wykonać szybciej. Wykonując wszystko w podświadomości, by w skutku dłużej być ponad wszystkim, ciesząc się braterstwem gór. Do tej przyjemnej rutyny zapraszamy dziś i zawsze, bo robimy ją dla Was :).
Co na pierwsze danie? Dojazd na miejsce spoczynku. No tak, jeszcze nie wędrowali, a już spoczynek. Z racji, że początek naszej wędrówki jest w Sudetach, musieliśmy tam dojechać. A kawałek drogi był do pokonania ( ~220km ). Nocleg złapaliśmy w Pokojach Gościnnych nad Złotym Potokiem. Miło, tanio i blisko do szlaku – czego chcieć więcej.
Jak już zauważyliście w tytule pojawiły się 3 szczyty. Zostały one zdobyte na przestrzeni jednego weekendu, a wyprawa na nie trwała od 28 lutego do 1 marca 2020 roku. Czyli piątek – sobota – niedziela.
Piątek 28 lutego
Wieczorny – po pracy – wyjazd z Krakowa na miejsce noclegu (mapka obok). Jechaliśmy miłą trasą, bo w większości była autostrada A4. Miejsce noclegu, znalezione na Booking’u ale można szukać również poza stroną, na pewno będzie taniej 🙂
A samo miejsce, lepszego trafić się nie dało, bo do szlaku mieliśmy jedynie 400 metrów. Warunki jak na sam nocleg, powiedzielibyśmy, że nawet wygórowane :).
29 lutego Sobota
Trasa nie jest ani wymagająca ani długa, lecz tym razem nasza dwójka ponownie połączyła siły w tej samej akcji charytatywnej związanej z Tymkiem po Koronę Gór Polski. Więcej szczegółów znajdziecie albo po prawej (strona na PC) albo na dole (jeżeli korzystacie z mobilnej przeglądarki) w zakładce Patronite.
Silnie i wspólnie grupą prawie 20 osób ruszyliśmy z parkingu, by zdobyć Biskupią Kopę. Trasa bardzo malownicza jak na tę porę roku. Oprócz ładnych widoków leśno-górskich napotykaliśmy co jakiś czas jaskinie, które niestety były zamknięte dla zwiedzających oraz wydzierające się ostre skały spod miękkiej ziemi.
Jak na początku akapitu pisaliśmy, że trasa nie była wymagająca lecz zaraz po skręcie w stronę Piekiełka z niebieskiego szlaku naszym oczom ukazał się spory element skalny, który nie należał do łagodnych. Polecamy, aby w mokre dni chwytać się czego można, gdyż o brak trakcji nie trudno.
Dalej było już tylko lekko do góry i przed siebie, w miłym towarzystwie każdy we własnym tempie (lecz nie opuszczając nikogo), na szybką herbatę zatrzymaliśmy się w Górskim Domu Turysty pod Biskupią Kopą. Potem to już chwila moment. Biskupia Kopa – fotka cyk i… co tyle ?
….NO NIE !
Zeszliśmy do auta i ustawiliśmy nawigację na parking pod kolejnym szczytem. Kłodzka Góro – nadchodzimy. Jednak z racji tego, że część miała nieco wolniejsze tempo, grupa do której dołączyliśmy finalnie zeszłaby przed zmrokiem, dlatego zadecydowaliśmy, że drugi szczyt tego samego dnia zdobędziemy we dwoje. Stąd podskoczyliśmy autem do kolejnej destynacji i ruszyliśmy w górę niebieskim szlakiem. Czy dobre jest zaliczanie dwóch szczytów za jednym razem lub ogólnie kilku w ciągu weekendu? – TAK – pod warunkiem, że nie ma pod danym szczytem kilku szlaków i są one dość krótkie. Samo zdobywanie kilku szczytów odległych od siebie po 60 km, to może nie głupota, ale podchodzi już pod pewien rodzaj rywalizacji.
A jak wiadomo, w górach nie o to chodzi.
… to do jutra 🙂
1 marca 2020
Powrót do stada, rankiem kolejnego dnia o 9 grupa z wczoraj na nowo się zjednoczyła i ruszyła słonecznym rankiem na kolejny szczyt tego weekendu – Chełmiec. Kolejny z tych szczytów, który można w miarę łatwo i miło zdobyć. Jednak prócz tego miłego zdobycia, Chełmiec i szlak na niego wiąże się jeszcze z czymś innym.
Chełmiec jest zwany również jako Górnicza Kalwaria i to co możecie spotkać na tym szlaku to 14 stacji wykonanych w formie granitowych tablic. Ciężkich jak górniczy trud. Uwagę na ten skraj górniczej Golgoty mogą przykuć treści odzwierciedlające górnicze losy oraz ponad 20 metrowy krzyż mieszczący się na krańcu szlaku.
Na negatywną opinię zasługuje Schronisko, które mieści się na samym szczycie. Jak opinie głoszą i jak nam się również przytrafiło na wejściu – Schronisko było zamknięte i puste. Z tego co wiadomo, obiekt jest w rękach prywatnych i rzadko komu udało się w ostatnich miesiącach natrafić na „życie” w tym budynku.
Na pozytywną opinię zasługuje jakże wspaniała grupa, do której zostaliśmy ciepło jak zwykle przyjęci. Nie dość, że został odprawiony taneczny rytuał to jeszcze jak na Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy zostało puszczone światełko do nieba – tylko że dniem i kolorem krwawicy.
Poniżej gdzie był nocleg naszej dwójki, skąd start i oczywiście, jaka trasa:
Koniec?
Tak powinno być, trzy szczyty zdobyte, czas mile spędzony z grupą i można byłoby siąść w auto i jechać do domu. Tak też zrobiliśmy, tylko zamiast do domu resztę dnia postanowiliśmy jeszcze bardziej zapełnić. Tak to sposobem zawitaliśmy u bram, a może murów Twierdzy w Kłodzku.
Sam dojazd do niej oraz parkowanie nie jest żadnym wyczynem. Jadąc tak jak nas nawigacja prowadzi trafimy pod same mury i przed sam parking.
Skąd bilety, są dwie opcje: przejeżdżacie i idziecie do kasy (tak jak zrobiliśmy to my) lub jest możliwość zakupu przez stronę https://www.twierdza.klodzko.pl/
Przyjeżdżając tzw „z buta” jak my, macie na bank dwie możliwości aby doświadczyć tej fortyfikacji. Jedna to zwiedzanie, murów, części więziennej, sanitaryjnej i zbrojowni, druga część to zwiedzanie korytarzy kontrminerskich – czyli przeciwminowych.
Czy warto ? Jeśli lubisz historię, wielkie budowle i lochy i na któreś z tych rzeczy odpowiedziałeś/aś – TAK – to warto 🙂
Twierdza, która pochodzi z przełomu XVII i XVIII wieku, jest piękną i ogromną budowlą z czasów Prusów na kształt gwiazdy. Do czasów I Wojny Światowej była punktem praktycznie nie do zdobycia, gdyż po drugiej stronie Nysy Kłodzkiej (rzeki nad którą leży Kłodzko), była druga twierdza pomocnicza. Była ona postawiona dlatego, że ten punkt był jedynym zagrażającym punktem strategicznym gdyby wrogowie chcieli użyć dział, byłby to idealny punkt.
Całość z przewodnikiem – część górna odkryta – jest do przejścia w około 1,5h, dzięki niemu można było w dość prosty i szybki sposób dowiedzieć się jak wyglądało życie w takiej Twierdzy, ile można było przetrwać bez wychodzenia, co jedli, co ubierali, czy ranni na wojnie zostali bezużyteczni i różnego rodzaju bronie.
Drugą częścią do zwiedzania były korytarze kontrminerskie, czytaj przeciwminowe. Zostały one tak nazwane gdyż w podziemiach zamku rozchodzą się w różne strony i łączna długość tych korytarzy dochodzi do 40 kilometrów. Służyły one głównie do obrony przed wrogiem, który mógł zaatakować przez podkop i wysadzenie murów. Stąd w korytarzach stacjonowali, żołnierze nie wyżsi niż 1,6m. Korytarze miały nie tylko służyć do nasłuchiwania, ale też uniemożliwiać się wdarcie wroga do środa, stąd szerokość i wysokość korytarzy nie była za duża. Osoby powyżej 1,8 w większości podczas naszego zwiedzania musiały iść lekko pochylone, gdzie nie która wysokość korytarzy schodziła nawet do 90 cm.
Więcej faktów szkoda pisać, gdyż z takiego miejsca najlepiej wyciągnąć samemu to co najlepsze. Stąd, życzymy miłego zwiedzania 🙂